niedziela, 6 listopada 2016

Rozdział XI - Złoto



Draco był zmęczony, choć przywyknął do koczowniczego trybu życia. Najgorsze w całej tej wyprawie nie było wcale to, że spał na twardym materacu polowego łóżka ani to, że jego ulubiona kawa parzona z rana nie była tak dobra, gdy pił ją z blaszanego kubka. O nie, to jeszcze można znieść. Najbardziej irytująca była Granger i jej ciągłe ujadanie nad pięknem lasów, które przemierzali. A, i ten cały Percy, który jej wtórował, mówiąc, jak to piękny jest ten strumyk, co go mijali sześć godzin temu i ten mostek tuż nad nim. Most to most, a strumyk to strumyk i tyle. Nad czym się tu zachwycać? Rozumiał, gdyby była to nowa miotła. Najlepiej ta z limitowanej kolekcji Błyskawic'2000! Wtedy, to nawet on, Draco Malfoy, wydałby okrzyk zachwytu, która na pewno nie przystoi osobie wysoko urodzonej.   Wyruszyli wcześnie rano. Można nawet powiedzieć, że zerwali się w środku nocy, choć było już po godzinie szóstej, ale jesienna pora nie sprzyjała pięknej pogodzie. Gdy spakowali swoje rzeczy, a także zmniejszyli namiot do wersji kieszonkowej skierowali się na wschód.   Hermiona jęknęła z zachwytu, gdy słońce, przybierające kolory złota i słonecznikowej żółci oświetlało im drogę. Draco spojrzał na nią zirytowany, choć teraz musiał przyznać jej rację, widok mieniących się promieni w tak zimny dzień, jak ten, dodawał otuchy.

   Piwo, które piła wcale nie było dobre. Nie przypominało nawet trunku, którym raczyła się w Dziurawym Kotle. Miało smak pomyj i chmielu, co powodowało u niej odruch wymiotny, ale i tak dzielnie piła je, słuchając opowieści jakiegoś podpitego dziadka, który prawdopodobnie wynajmował Penelopie mieszkanie pół roku temu. Oczywiście, wspomniał kilkakrotnie, że on chętnie i jej by je odstąpił za pewne usługi, mało dyskretnie patrząc na jej biust. Pansy czuła odrazę i niesmak, jeszcze większy niż po wypitym napoju, ale wiedziała, że informacje te są szczególnie istotne.
   Draco siedział nieopodal niej, obserwując każdy, nawet ten najmniejszy ruch dziadka, byle tylko Pansy nic się nie stało. Także zamówił piwo, choć wcale nie miał ochoty go pić. Wiedział jednak, że wyglądałoby to, co najmniej podejrzanie, gdyby siedział tu sam i to dodatkowo bez alkoholu. Wypatrzył więc całkiem ładną blondynkę, której włosy splecione były we dwa kłosy, które opadały jej aż za łopatki. Malfoy uznał, że dziewczę to jest naprawdę urodziwe i godne, by zamienić z nim kilka słów. Dlatego skinął na nią, a ta uśmiechnęła się i podeszła do niego złożyć zamówienie, gdyż jak już wcześniej zauważył, była to jedna z kelnerek.
   Dziewczyna była najwidoczniej skrępowana, gdy wstał z krzesła barowego i zarzucił jej warkocz na plecy. Wyglądało to naprawdę komicznie, gdyż brew Pansy, która obserwowała całe to zamieszanie podjechała do góry w geście zdziwienia. Anna, jak dowiedział się Draco, miała dziewiętnaście lat i niedawno ukończyła Hogwart, ale teraz przeprowadziła się tutaj, by odbyć praktyki zielarskie, ale niestety nie było ją stać na mieszkanie, dlatego podjęła pracę w tym barze, gdyż za to mogła nocować w małym pokoiku u góry, co w jej obecnej sytuacji było zbawienne.
   Draco kiwnął Pansy, gdy mijał ją w przejściu pomiędzy barem a ladą, które prowadziło na górę. Dla niego popołudnie zapowiadało się idealnie.

   Złote włosy kelnerki delikatnie łaskotały jego pierś, która opadała i podnosiła się w równym tempie, napełniając go uczuciem całkowitego spokoju. Zarumieniona dziewczyna wtuliła się w niego jeszcze mocniej, co napełniło go irytacją, która zburzyła mur idylli. Nie odepchnął jej, ale wyraźnie się spiął i poczekał chwilę, by odsunąć się pod pretekstem wzięcia prysznica.

   Pansy w tym samym czasie, zirytowana zachowaniem Draco, zgodziła się, by pójść do tego dziadka, by przejrzeć jego księgi, w których miał podpisy wszystkich osób wynajmujących u niego mieszkanie. Pod pretekstem szybkiego wyjścia do toalety, wyszła z lokalu i wysłała Patronusa do Malfoya, by ten uważał na tego człowieka, bo ma złe przeczucia, ale nie wiedziała, że głos jej strażnika zagłuszy szum wody, wydający się spod prysznica.

   Harry przysłuchiwał się temu wszystkiemu i po kilku minutach stwierdził, że ma dość. Siedział w jakiejś melinie, w przebraniu i pił trzecie już piwo, nie zwracając uwagi na brunetkę, która wyraźnie próbowała do niego zagadać. I tak oto upijał się, z jakąś kobietą na ramieniu, uważnie obserwując dwójkę mężczyzn, którzy dość głośno rozmawiali o tym, kto wygra tegoroczne Światowe Mistrzostwa w Quidditchu. I tak wspominali mocniejsze i słabsze zespoły, aż ich rozmowa zeszła na czasy szkolne i na to, jak ten świat się zmienia.
- A spójrz na tego Malfoya... - Rzucił jeden z nich, a zmysły Harry'ego się wyostrzyły. - Kiedyś to był ktoś, o! Pionier wśród pionierów! A teraz? - Czknął kilka razy, dopijając piwo i wylewając kilka kropel, na już brudną koszulę. - Wrak człowieka i pucybut. Nikt znaczący!
- Co ty wiesz... Nic nie słyszałeś! Podobno uratował Potterowi tyłek! I to nie raz! Gawain mówił, że teraz dla niego pracuje i, że niedługo nadejdą duże zmiany! To mi mówił, rozumiesz? Zmiany!
   Jednak Potter nie chciał słuchać już dalej i odtrącając brunetkę, która, równie pijana, spała na jego ramieniu wstał gwałtownie. Ron, widząc to szybko podbiegł do niego, łapiąc za ramię i usadawiając na swoim miejscu.
- Stary, nie warto. - Powiedział Weasley, mocniej trzymając go za bark, gdy ten chciał się wyrwać.
   Jednak Ron nie wiedział. A przynajmniej tak mu się zdawało.

   Mieszkanie było dużo i naprawdę przestronne. Takie zadbane, wcale nie wyglądało na takie, w którym mieszka podstarzały mężczyzna. Raczej młoda, pracowita kobieta, bo wszystko było poukładane i czyste.
- Naprawdę tu ładnie. Chciałabym je wynająć. - Powiedziała Pansy, siadając na kanapie. - Jednak naprawdę zależy mi, aby wiedzieć czy ta dziewczyna tu mieszkała. Nie chcę mieć już nic z nią wspólnego. - Spróbowała włożyć w swoją wypowiedź jak najwięcej jadu, choć wcale nie było to ciężkie - naprawdę nie chciała znać tej dziewczyny, ot tak, bez powodu.
- Dlaczego? Przecież to miła kobieta! - Staruszek opadł na siedzenie obok niej, zbyt blisko, by mogła się cofnąć.
- Mój narzeczony... - Zrobiła dramatyczną przerwę, próbując ukryć swój uśmiech, zakryła twarz dłońmi. - zdradzał mnie z nią, przez blisko rok. - Dodała ciszej, bo naprawdę cała sytuacja ją śmieszyła, dlatego granie zniszczonej przez faceta wychodziło jej z trudem, dopóki nie pomyślała o Allenie i spięła się znacznie. Staruszek, widząc to, położył dłoń na jej udzie, a ona próbowała nie zrzucić jej z obrzydzenia, bo wiedziała, że ten człowiek to ich jedyna wskazówka.
- Och, kochana! - Wykrzyczał. - Pozwól, że pozwolę ci zapomnieć. - I w tamtej chwili jej różdżka powędrowała w górę, do jego dłoni, nawet nie zauważając, kiedy wypowiedział zaklęcie.

   Biegła przez las, w znacznym oddaleniu od pary, by nie wzbudzać podejrzeń. Ron miał rację, mówiąc jej, że lepiej będzie, jeśli się rozdzielą. Plan był prosty: ona, Weasley i Harry zostają w jednym barze, a Pansy i Draco udają się do drugiego. Percy miał studiować topografię terenu i obmyślić najszybszą drogę do kolejnego punktu, jeśli tutaj niczego nie znajdą.
   I tak oto biegła, bo wiedziała, że coś się wydarzy w momencie, w którym Parkinson wyszła z klubu, ale Draco za nią nie podążył.
- Przeklęty Malfoy! - Syknęła pod nosem, gdy gałąź zaczepiła o szlufkę jej spodni, rozrywając ją. - Przeklęci Ślizgoni, do cholery!
   Z niewielkim opóźnieniem dotarła do domu, który jak zobaczyła dzielił się na dwa oddzielne mieszkania. Schowana za wgłębieniem w murze, czekała, dopóki nie usłyszała krzyku.
   Sygnał spowodował kilka rzeczy naraz: Hermiona wpadła do mieszkania, rzuciła za pomocą zaklęcia przeciwnikiem o ścianę i podbiegła do Parkinson. Ta, na wpół siedząc, na wpół leżąc, chwyciła tylko swoją różdżkę, rzucając zaklęcia na nieprzytomnego już mężczyznę.
   W szale, przeplatanym krzykiem i płaczem nie zauważyła, aż ktoś trzyma ją mocno za nadgarstek, wyrywając różdżkę. I ku jej zdziwieniu nie była to Hermiona.
- To się Malfoy popisał. - Zaśmiał się chłodno Ron, patrząc na Pansy płaczącą u jego stóp.

   Kuchnia była zapełniona ludźmi, choć w zebraniu nie brała udziału damska część wyprawy. Zarówno Hermiona, jak i Ślizgonka miały dość i udały się do pokoju, by tam odpocząć. Malfoy wrócił, niezwykle wściekły, ale nikt nie wiedział czy na siebie, czy na kogoś innego, dlatego od razu rzucił sie w wir kłótni z Harrym, którą przerwał Ron, wchodząc do pokoju, zwabiony krzykami.
   Dlatego teraz, chwilę później, gdy dołączył do nich Percy i skończył przedstawiać plan wyprawy, a jego brat opowiedział skrótowo co się stało, w pomieszczeniu panowała cisza. No, przynajmniej do czasu, gdy Potter nie wybuchnął i nie zaczął znów krzyczeć na Ślizgona. Wtedy dopiero rozpętało się piekło i, gdy oboje przystawiali sobie różdżki do gardeł, pozostała dwójka zareagowała.
- Idę zapalić. - Rzucił Malfoy, agresywnie odsuwając krzesełko i patrząc z pogardą na Wybrańca. Na dworze dołączył do niego Ron, który nonszalancko obracał papierosa w palcach, wcale się nie spiesząc.
- To nie Granger, nie musisz się z nim cackać. - Malfoy mocno zaciągnął się dymem, tworząc chmurę dymu, która przysłoniła mu na chwilę widok. Weasley chrząknął, rozbawiony jego uwagą, także biorąc fajkę w usta i napełniając dymem płuca. Wspaniałe uczucia.
I stali tak w ciszy, wdychając chłodne powietrze i zaciągając się tytoniem.
- On wie. - Rzucił Ron, na odchodnym, zgniatając peta nogą. I, gdy już się odwracał, Draco złapał go mocno za ramię, obracając ku sobie. Prześwidrował jego twarz dokładnie, pytając co dokładnie wie.
- Ja? - Zapytał rozśmieszony mężczyzna. - Ja wiem tyle, ile potrzeba. Harry domyśla się wszystkiego. On gra... zbyt czysto. Jednak to nie znaczy, że nie jest twoim przeciwnikiem. To on będzie najgorszy, ale dam ci radę, Malfoy. Uważaj, z kim pracujesz, bo czasem nie trafisz dobrze.
- Co masz na myśli? - Draco wyglądał na zestresowanego, choć próbował to ukryć i może, gdyby zabrał dłoń z jego ramienia, Ron nie wyczułby drżenia jego palców, ani tego, jak śliska od potu jest jego skóra.
- Zapytaj Hermionę, ona miała jednak nos... - Zaczął, ale przerwał, wysyłając mu wredny uśmiech. I wtedy Ślizgon zrozumiał, że Ron Weasley to przeciwnik nie jego rangi. Ktoś, z kim już na starcie przegrywasz.
   Ktoś, kto ma dwie twarze.
   Podwójny agent.
- Kto? - Zapytał tylko, przygarbiony i wyglądający na niesamowicie zmęczonego.
- Gdybym ci powiedział, nie byłoby zabawy. A sam już powiedziałeś, że gra się zaczęła.
   I odszedł w ciemną noc, zostawiając go samego, jeszcze bardziej wściekłego z mętlikiem w głowie. Draco Malfoy wiedział jedno - te sześć papierosów w jego paczce na pewno mu nie wystarczy.

   Pansy spała, a Hermiona wpatrywała się w sufit, dziwiąc się, że się zgodziła zostać z nią, gdy ta o to poprosiła. Samo to, że powiedziała tak, nie było aż tak zaskakujące, że Ślizgon prosił o coś Gryfona. Rzecz niespotykana, dlatego tak dziwna.
   Gdy coś nie jest powszechne uznawane jest za dziwaczne i może właśnie ta chwila była tak ważna. Moment, w którym Ron trzymał Pansy mocno za nadgarstek, nie pozwalając jej upaść i patrząc na nią z troską. Ten odruch, gdy kucnął obok niej, odgarnął włosy z twarzy i poprawił guziki koszuli, które ukazywały jej biały stanik. Bluza, którą zarzucił na jej ramiona, gdy wyprowadzał ją z mieszkania i papieros, którego wręczył jej, by ta mogła się uspokoić.
   Te wszystkie gesty, te wszystkie chwile spłonęły w blasku ognia wydzielanego z zapalniczki.  I Hermiona wiedziała, że to nie będzie wieczne - raczej potrwa tyle, co zachód słońca, ot chwilkę i zniknie, zapomniane, aż do kolejnej tak niesamowitej chwili.
   Może to nie był dobry pomysł, by z nimi wyruszyła, bo przecież miała zacząć nową pracę, rozpocząć kolejny etap swojego życia. Jednak ta myśl była chwilą, taką jak wszystkie, zapomnianą i nic nieznaczącą w świetle dnia, by znów powrócić ze zdwojoną siłą w nocy.
   Dlatego Hermiona tak lubiła wschody słońca, bo wszystko było niesamowicie złote, a kolor ten był chwilą, krótką, nietrwałą, choć ona chciała, by mógła trwać wiecznie.