Draco był zmęczony,
choć przywyknął do koczowniczego trybu życia. Najgorsze w całej tej wyprawie
nie było wcale to, że spał na twardym materacu polowego łóżka ani to, że jego
ulubiona kawa parzona z rana nie była tak dobra, gdy pił ją z blaszanego kubka.
O nie, to jeszcze można znieść. Najbardziej irytująca była Granger i jej ciągłe
ujadanie nad pięknem lasów, które przemierzali. A, i ten cały Percy, który jej
wtórował, mówiąc, jak to piękny jest ten strumyk, co go mijali sześć godzin
temu i ten mostek tuż nad nim. Most to most, a strumyk to strumyk i tyle. Nad
czym się tu zachwycać? Rozumiał, gdyby była to nowa miotła. Najlepiej ta z
limitowanej kolekcji Błyskawic'2000! Wtedy, to nawet on, Draco Malfoy, wydałby
okrzyk zachwytu, która na pewno nie przystoi osobie wysoko urodzonej. Wyruszyli wcześnie
rano. Można nawet powiedzieć, że zerwali się w środku nocy, choć było już po
godzinie szóstej, ale jesienna pora nie sprzyjała pięknej pogodzie. Gdy
spakowali swoje rzeczy, a także zmniejszyli namiot do wersji kieszonkowej
skierowali się na wschód. Hermiona jęknęła z
zachwytu, gdy słońce, przybierające kolory złota i słonecznikowej żółci
oświetlało im drogę. Draco spojrzał na nią zirytowany, choć teraz musiał
przyznać jej rację, widok mieniących się promieni w tak zimny dzień, jak ten,
dodawał otuchy.
Piwo, które piła
wcale nie było dobre. Nie przypominało nawet trunku, którym raczyła się w
Dziurawym Kotle. Miało smak pomyj i chmielu, co powodowało u niej odruch
wymiotny, ale i tak dzielnie piła je, słuchając opowieści jakiegoś podpitego
dziadka, który prawdopodobnie wynajmował Penelopie mieszkanie pół roku temu.
Oczywiście, wspomniał kilkakrotnie, że on chętnie i jej by je odstąpił za pewne
usługi, mało dyskretnie patrząc na jej biust. Pansy czuła odrazę i niesmak,
jeszcze większy niż po wypitym napoju, ale wiedziała, że informacje te są
szczególnie istotne.
Draco siedział nieopodal niej, obserwując
każdy, nawet ten najmniejszy ruch dziadka, byle tylko Pansy nic się nie stało.
Także zamówił piwo, choć wcale nie miał ochoty go pić. Wiedział jednak, że
wyglądałoby to, co najmniej podejrzanie, gdyby siedział tu sam i to dodatkowo
bez alkoholu. Wypatrzył więc całkiem ładną blondynkę, której włosy splecione
były we dwa kłosy, które opadały jej aż za łopatki. Malfoy uznał, że dziewczę
to jest naprawdę urodziwe i godne, by zamienić z nim kilka słów. Dlatego skinął
na nią, a ta uśmiechnęła się i podeszła do niego złożyć zamówienie, gdyż jak
już wcześniej zauważył, była to jedna z kelnerek.
Dziewczyna była najwidoczniej skrępowana,
gdy wstał z krzesła barowego i zarzucił jej warkocz na plecy. Wyglądało to
naprawdę komicznie, gdyż brew Pansy, która obserwowała całe to zamieszanie
podjechała do góry w geście zdziwienia. Anna, jak dowiedział się Draco, miała
dziewiętnaście lat i niedawno ukończyła Hogwart, ale teraz przeprowadziła się
tutaj, by odbyć praktyki zielarskie, ale niestety nie było ją stać na
mieszkanie, dlatego podjęła pracę w tym barze, gdyż za to mogła nocować w małym
pokoiku u góry, co w jej obecnej sytuacji było zbawienne.
Draco kiwnął Pansy, gdy mijał ją w
przejściu pomiędzy barem a ladą, które prowadziło na górę. Dla niego popołudnie
zapowiadało się idealnie.
Złote włosy kelnerki delikatnie łaskotały
jego pierś, która opadała i podnosiła się w równym tempie, napełniając go
uczuciem całkowitego spokoju. Zarumieniona dziewczyna wtuliła się w niego
jeszcze mocniej, co napełniło go irytacją, która zburzyła mur idylli. Nie
odepchnął jej, ale wyraźnie się spiął i poczekał chwilę, by odsunąć się pod
pretekstem wzięcia prysznica.
Pansy w tym samym czasie, zirytowana
zachowaniem Draco, zgodziła się, by pójść do tego dziadka, by przejrzeć jego
księgi, w których miał podpisy wszystkich osób wynajmujących u niego
mieszkanie. Pod pretekstem szybkiego wyjścia do toalety, wyszła z lokalu i
wysłała Patronusa do Malfoya, by ten uważał na tego człowieka, bo ma złe
przeczucia, ale nie wiedziała, że głos jej strażnika zagłuszy szum wody,
wydający się spod prysznica.
Harry przysłuchiwał się temu wszystkiemu
i po kilku minutach stwierdził, że ma dość. Siedział w jakiejś melinie, w
przebraniu i pił trzecie już piwo, nie zwracając uwagi na brunetkę, która
wyraźnie próbowała do niego zagadać. I tak oto upijał się, z jakąś kobietą na
ramieniu, uważnie obserwując dwójkę mężczyzn, którzy dość głośno rozmawiali o
tym, kto wygra tegoroczne Światowe Mistrzostwa w Quidditchu. I tak wspominali
mocniejsze i słabsze zespoły, aż ich rozmowa zeszła na czasy szkolne i na to,
jak ten świat się zmienia.
- A spójrz na tego Malfoya... - Rzucił
jeden z nich, a zmysły Harry'ego się wyostrzyły. - Kiedyś to był ktoś, o!
Pionier wśród pionierów! A teraz? - Czknął kilka razy, dopijając piwo i
wylewając kilka kropel, na już brudną koszulę. - Wrak człowieka i pucybut. Nikt
znaczący!
- Co ty wiesz... Nic nie słyszałeś!
Podobno uratował Potterowi tyłek! I to nie raz! Gawain mówił, że teraz dla
niego pracuje i, że niedługo nadejdą duże zmiany! To mi mówił, rozumiesz?
Zmiany!
Jednak Potter nie chciał słuchać już
dalej i odtrącając brunetkę, która, równie pijana, spała na jego ramieniu wstał
gwałtownie. Ron, widząc to szybko podbiegł do niego, łapiąc za ramię i
usadawiając na swoim miejscu.
- Stary, nie warto. - Powiedział Weasley,
mocniej trzymając go za bark, gdy ten chciał się wyrwać.
Jednak Ron nie wiedział. A przynajmniej
tak mu się zdawało.
Mieszkanie było dużo i naprawdę
przestronne. Takie zadbane, wcale nie wyglądało na takie, w którym mieszka
podstarzały mężczyzna. Raczej młoda, pracowita kobieta, bo wszystko było
poukładane i czyste.
- Naprawdę tu ładnie. Chciałabym je
wynająć. - Powiedziała Pansy, siadając na kanapie. - Jednak naprawdę zależy mi,
aby wiedzieć czy ta dziewczyna tu mieszkała. Nie chcę mieć już nic z nią
wspólnego. - Spróbowała włożyć w swoją wypowiedź jak najwięcej jadu, choć wcale
nie było to ciężkie - naprawdę nie chciała znać tej dziewczyny, ot tak, bez
powodu.
- Dlaczego? Przecież to miła kobieta! -
Staruszek opadł na siedzenie obok niej, zbyt blisko, by mogła się cofnąć.
- Mój narzeczony... - Zrobiła dramatyczną
przerwę, próbując ukryć swój uśmiech, zakryła twarz dłońmi. - zdradzał mnie z
nią, przez blisko rok. - Dodała ciszej, bo naprawdę cała sytuacja ją śmieszyła,
dlatego granie zniszczonej przez faceta wychodziło jej z trudem, dopóki nie
pomyślała o Allenie i spięła się znacznie. Staruszek, widząc to, położył dłoń na
jej udzie, a ona próbowała nie zrzucić jej z obrzydzenia, bo wiedziała, że ten
człowiek to ich jedyna wskazówka.
- Och, kochana! - Wykrzyczał. - Pozwól,
że pozwolę ci zapomnieć. - I w tamtej chwili jej różdżka powędrowała w górę, do
jego dłoni, nawet nie zauważając, kiedy wypowiedział zaklęcie.
Biegła przez las, w znacznym oddaleniu od
pary, by nie wzbudzać podejrzeń. Ron miał rację, mówiąc jej, że lepiej będzie,
jeśli się rozdzielą. Plan był prosty: ona, Weasley i Harry zostają w jednym barze,
a Pansy i Draco udają się do drugiego. Percy miał studiować topografię terenu i
obmyślić najszybszą drogę do kolejnego punktu, jeśli tutaj niczego nie znajdą.
I tak oto biegła, bo wiedziała, że coś się
wydarzy w momencie, w którym Parkinson wyszła z klubu, ale Draco za nią nie
podążył.
- Przeklęty Malfoy! - Syknęła pod nosem,
gdy gałąź zaczepiła o szlufkę jej spodni, rozrywając ją. - Przeklęci Ślizgoni,
do cholery!
Z niewielkim opóźnieniem dotarła do domu,
który jak zobaczyła dzielił się na dwa oddzielne mieszkania. Schowana za
wgłębieniem w murze, czekała, dopóki nie usłyszała krzyku.
Sygnał spowodował kilka rzeczy naraz:
Hermiona wpadła do mieszkania, rzuciła za pomocą zaklęcia przeciwnikiem o
ścianę i podbiegła do Parkinson. Ta, na wpół siedząc, na wpół leżąc, chwyciła
tylko swoją różdżkę, rzucając zaklęcia na nieprzytomnego już mężczyznę.
W szale, przeplatanym krzykiem i płaczem
nie zauważyła, aż ktoś trzyma ją mocno za nadgarstek, wyrywając różdżkę. I ku
jej zdziwieniu nie była to Hermiona.
- To się Malfoy popisał. - Zaśmiał się
chłodno Ron, patrząc na Pansy płaczącą u jego stóp.
Kuchnia była zapełniona ludźmi, choć w
zebraniu nie brała udziału damska część wyprawy. Zarówno Hermiona, jak i
Ślizgonka miały dość i udały się do pokoju, by tam odpocząć. Malfoy wrócił,
niezwykle wściekły, ale nikt nie wiedział czy na siebie, czy na kogoś innego,
dlatego od razu rzucił sie w wir kłótni z Harrym, którą przerwał Ron, wchodząc
do pokoju, zwabiony krzykami.
Dlatego teraz, chwilę później, gdy
dołączył do nich Percy i skończył przedstawiać plan wyprawy, a jego brat
opowiedział skrótowo co się stało, w pomieszczeniu panowała cisza. No,
przynajmniej do czasu, gdy Potter nie wybuchnął i nie zaczął znów krzyczeć na
Ślizgona. Wtedy dopiero rozpętało się piekło i, gdy oboje przystawiali sobie
różdżki do gardeł, pozostała dwójka zareagowała.
- Idę zapalić. - Rzucił Malfoy,
agresywnie odsuwając krzesełko i patrząc z pogardą na Wybrańca. Na dworze
dołączył do niego Ron, który nonszalancko obracał papierosa w palcach, wcale
się nie spiesząc.
- To nie Granger, nie musisz się z nim
cackać. - Malfoy mocno zaciągnął się dymem, tworząc chmurę dymu, która
przysłoniła mu na chwilę widok. Weasley chrząknął, rozbawiony jego uwagą, także
biorąc fajkę w usta i napełniając dymem płuca. Wspaniałe uczucia.
I stali tak w ciszy, wdychając chłodne
powietrze i zaciągając się tytoniem.
- On wie. - Rzucił Ron, na odchodnym,
zgniatając peta nogą. I, gdy już się odwracał, Draco złapał go mocno za ramię, obracając ku sobie. Prześwidrował jego twarz dokładnie, pytając co dokładnie
wie.
- Ja? - Zapytał rozśmieszony mężczyzna. -
Ja wiem tyle, ile potrzeba. Harry domyśla się wszystkiego. On gra... zbyt
czysto. Jednak to nie znaczy, że nie jest twoim przeciwnikiem. To on będzie
najgorszy, ale dam ci radę, Malfoy. Uważaj, z kim pracujesz, bo czasem nie
trafisz dobrze.
- Co masz na myśli? - Draco wyglądał na
zestresowanego, choć próbował to ukryć i może, gdyby zabrał dłoń z jego
ramienia, Ron nie wyczułby drżenia jego palców, ani tego, jak śliska od potu
jest jego skóra.
- Zapytaj Hermionę, ona miała jednak
nos... - Zaczął, ale przerwał, wysyłając mu wredny uśmiech. I wtedy Ślizgon
zrozumiał, że Ron Weasley to przeciwnik nie jego rangi. Ktoś, z kim już na
starcie przegrywasz.
Ktoś, kto ma dwie twarze.
Podwójny agent.
- Kto? - Zapytał tylko, przygarbiony i
wyglądający na niesamowicie zmęczonego.
- Gdybym ci powiedział, nie byłoby
zabawy. A sam już powiedziałeś, że gra się zaczęła.
I odszedł w ciemną noc, zostawiając go
samego, jeszcze bardziej wściekłego z mętlikiem w głowie. Draco Malfoy wiedział
jedno - te sześć papierosów w jego paczce na pewno mu nie wystarczy.
Pansy spała, a Hermiona wpatrywała się w
sufit, dziwiąc się, że się zgodziła zostać z nią, gdy ta o to poprosiła. Samo
to, że powiedziała tak, nie było aż tak zaskakujące, że Ślizgon prosił o coś
Gryfona. Rzecz niespotykana, dlatego tak dziwna.
Gdy coś nie jest powszechne uznawane jest
za dziwaczne i może właśnie ta chwila była tak ważna. Moment, w którym Ron
trzymał Pansy mocno za nadgarstek, nie pozwalając jej upaść i patrząc na nią z
troską. Ten odruch, gdy kucnął obok niej, odgarnął włosy z twarzy i poprawił
guziki koszuli, które ukazywały jej biały stanik. Bluza, którą zarzucił na jej
ramiona, gdy wyprowadzał ją z mieszkania i papieros, którego wręczył jej, by ta
mogła się uspokoić.
Te wszystkie gesty, te wszystkie chwile
spłonęły w blasku ognia wydzielanego z zapalniczki. I Hermiona wiedziała, że to nie będzie
wieczne - raczej potrwa tyle, co zachód słońca, ot chwilkę i zniknie,
zapomniane, aż do kolejnej tak niesamowitej chwili.
Może to nie był dobry pomysł, by z nimi
wyruszyła, bo przecież miała zacząć nową pracę, rozpocząć kolejny etap swojego
życia. Jednak ta myśl była chwilą, taką jak wszystkie, zapomnianą i nic nieznaczącą
w świetle dnia, by znów powrócić ze zdwojoną siłą w nocy.
Dlatego Hermiona tak lubiła wschody
słońca, bo wszystko było niesamowicie złote, a kolor ten był chwilą, krótką,
nietrwałą, choć ona chciała, by mógła trwać wiecznie.