piątek, 27 listopada 2015

Rozdział VIII - Sepia

  

   Papieros, którego palił był już jego trzecim. Trzecim w ciągu ostatnich piętnastu minut. W sumie miał się tylko odstresować, uspokoić, by nie zniszczyć jakiejś rzeczy w jakże cudnym salonie jego matki. Chyba by go przeklnęła, choć z natury jest bardzo spokojną i wyrafinowaną kobietą. Ale, gdy chodziło o jej dom wszystko musiało być idealne. Kolor poduszek nie mógł się gryźć z kolorem kanapy, a kolor kanapy z kolorem ścian, a żyrandol musiał podkreślać barwę i kształt stolika. Czy jakoś tak. Gdy jego rodzicielka zaczynała opowiadać, jak jej przyjaciółka z klubu "Czar-Szyku" dobrała złą ramę do osiemnastowiecznego obrazu, czym zniekształciła przesłanie tworu, wyłączał się. Najzwyczajniej w świecie jej nie słuchał. Wychodził później na papierosa i opierając się o barierkę balkonu, śmiał się z próżności tych kobiet. Ale dzisiaj nawet nikotyna mu nie pomagała. Spojrzał na kobietę jeszcze raz i mocniej zaciągnął się dymem. Przymrużył oczy i wypuścił dym z płuc, a ciemny obłok przysłonił mu na chwilę widok.
- Okej, rozumiem. - Zgasił papierosa o dno popielniczki i pomachał nad nią dłonią, aby odgonić od siebie ten metaliczny zapach. Schował paczkę do tylnej kieszeni i oparł się o ścianę, bo był pewien, że jeśli usiądzie to coś zniszczy. Definitywnie coś rozwali. Westchnął głośno i poprawił marynarkę. W całym pomieszczeniu panowała cisza, która była słowami, których żadne z nich nie umiało wypowiedzieć. Słowami osamotnienia, pustki i czasu, podczas którego każde z nich obrało ścieżkę, z której nie ma już powrotu.

- Państwo Granger! Witam, witam! Jak minęła podróż? Ciężko, prawda? Mój mąż jest fascynatem mugolskich wynalazkach i mówił mi trochę o samocholotach. - Molly Weasley przywitała małżeństwo w progu domu, gdy tylko zostali przywiezieni przez jej męża, Artura. Po chwili ze schodów zbiegł Ron z Hermioną, który pomógł ojcu z walizkami, próbując uniknąć wzroku ojca dziewczyny, który chyba miał do niego jakieś uprzedzenia.
   Po kawie i obiedzie w obieg poszedł album, który był przekładany z rąk do rąk, wywołując śmiech, skrępowanie i ukryte łzy. W każdym wywoływał tak różne emocje, ale wszystkich tych ludzi łączyły więzy i wspomnienia. Mniejsze i większe, ale tak samo ważne.
- A to? - Zapytała kobieta, gdy już jej rodzice wrócili do hotelu, gdyż ich dom rodzinny wynajmowała przemiła rodzina Smith'ów, którzy zajęli się w końcu ogródkiem, który powoli zamieniał się w dzicz. A było to ulubione miejsce Hermiony. Od dzieciństwa przychodziła tam, aby w cieniu rozłożystej wierzby uczyć się i oddawać się w świat książek. Strona za stroną, pamiętała wszystko, bo każda kartka, każde słowo i każdy liść, który spadł tworzył jej historię. Historię Hermiony Granger.
- Tata zrobił je dzień przed wyjazdem do Hogwartu. Musisz przyznać, że byłem bardzo uroczym dzieckiem. - Mały rudzielec marszczył brwi i nos, gdy Molly głaskała go po głowie. W tym momencie rozpoczęła się historia Rona.
   Zdjęcia były lekko brązowe i gdyby Weasley znał więcej kolorów określiłby je jako sepię. Ale nie znał tego koloru i uznał, że są żółte, a Hermiona zaśmiała się głośno. Mała rzecz, zwyczajna rozmowa, a sprawiła, że mogła zajmować jedno z ważniejszych miejsc na liście jej wspomnień.

   Harry okrył się mocniej płaszczem, a z jego ust wyleciał obłoczek powietrza. Włożył ręce do kieszeni i pochylił się do przodu. Stał tak dłuższą chwilę, aż w końcu jednak zdecydował się usiąść na ławce. Wpatrywał się w nagrobek z obojętnością i pewnego rodzaju odrazą. Szanował Severusa Snape'a. Jako człowieka, wykładowcę, dyrektora Hogwartu. Szanował go także jako Śmierciożercę. Ale nie mógł uszanować tego, że ten człowiek nie żył. Zginął jako wróg świata, jego wróg. Tak nie powinno być. Profesor Snape, sam nawet nie wiedział, kiedy zaczął go tak tytułować, całe swoje życie poświęcił, by udowodnić, że nawet jeśli wszyscy spiszą cię na straty, to i tak możesz się podnieść. Severus Snape nie był zdrajcą. Był odrzucony przez jego matkę, wyśmiany przez kolegów, aż wreszcie zmanipulowany przez Voldemorta. Smutne życie, smutnego chłopca, które stało się piękną historią. Harry pamiętał i dopóki żył, nie pozwoli zaginąć myśli o mężczyźnie, który pomógł mu ukształtować jego historię.

   Pansy Parkinson siedziała w salonie Blaise Zabiniego i czekała na Draco. Po ich dość ciężkiej rozmowie, a raczej wymianie kilku krótkich zdań, zapanowała cisza. Zegar tykał, a ona wraz z nim odliczała sekundy. Jedna, druga, trzecia... Czas mijał, a ona patrzyła na mężczyznę i obserwowała zmiany, jakie w nim zaszły. Wciąż nosił taką samą fryzurę, a jego oczy nie straciły swojego blasku, ale rysy twarzy wyostrzyły się, nadając mu groźny wygład. Urósł może jeszcze ze dwa cale i teraz naprawdę wyglądała przy nim na niską, chociaż miała prawie metr siedemdziesiąt. Jego obojczyki zapadły się jeszcze bardziej, co strasznie jej się podobało. Zabini był wysportowanym chłopakiem, takim w jej typie. I wtedy sobie uświadomiła.
- Dlaczego nigdy nie byliśmy razem? - Blaise uniósł swoje ciemne brwi do góry, a potem, dokładnie wypracowanym gestem złapał się za koszulę i odciągnął od siebie tak, aby lepiej mogła widzieć jego obojczyki.
- Wiesz, Pansy, ja też się dziwię, że nie chciałaś tego. - Spojrzał na nią i oboje wybuchnęli śmiechem. - A tak serio, to byłaś snobką, która miała się za królową świata i nie byłaś zbyt ładna. - Widząc jej zszkowowany i zarazem wściekły wzrok, a także to, jak napięła się i chyba chciała wstać, zaczął się jeszcze bardziej śmiać. W spazmach czegoś pomiędzy kaszlem, a rechotem wydusił, że był to żart i nie wierzy, że tak zareagowała.
- Ale Pansy, na trzecim roku, to ja za tobą szalałem! Ale ty wolałaś Draco. Smutno trochę. - Parkinson wstała z fotela i usiadła na kanapie obok przyjaciela. Złapała go za dłoń i oparła głowę o jego ramie.
- Więc dlaczego nie spróbujemy teraz? - Zapytała, a on puścił, mocniej złapał jej dłoń i obrócił głowę tak, aby jego usta znajdowały się obok jej ucha.
- Dlatego, że to przeszłość, Pansy. A przeszłość powinna nią pozostać. - Szepnął i pocałował ją w czubek głowy. Długoletnia znajomość i przyjaźń przetrwały wiele, ale teraz umocniła się jeszcze bardziej.
   Mury zbudowane z czasu milczenia, runęły.

- Cóż za ckliwe spotkanie, Potter. - Zbliżała się osiemnasta, a Harry ciągle siedział przy grobie. Jego ręce dygotały z zimna, tak samo jak reszta ciała. Odwrócił głowę w kierunku głosu i przeszedł go dreszcz, bo do jego karku doleciało zimne powietrze.
- Malfoy, co ty tutaj robisz? - Zapytał, gdy ten usiadł obok niego.
- Nic, w sumie przyszedłem obejrzeć film, ale nie wiem, gdzie mogę kupić popcorn. - Poprawił szalik i zapalił papierosa. Dym był gęsty i mocno odznaczał się na tle ciemnego nieba. Wszystko spowił już mrok i tylko żarzący się papieros był źródłem światła.
- Nic się nie zmieniłeś, Malfoy. Nadal jesteś chamskim i okropnym Ślizgonem. - Syknął, gdy dym dostał się do jego nozdrzy. Ron palił, ale nie aż tak mocno i śmierdzące papierosy.
- Węże się nie zmieniają. Zrzucają skórę, ale nadal mają drugą. - Harry zrozumiał aluzję. Szybko wstał i myślał nawet, że go uderzy, ale w porę się powstrzymał.
- A co z twoją ręką? To też była część twojego planu? - Usiadł z powrotem i potarł ręce, bo znów owinął go chłód wieczora.
- Raczej skutek uboczny. Ale cele zostały osiągnięte. - Wstał i zgasił papierosa o podeszwę buta. - Też przyszedłem powspominać. Teraz wszystko się zmieni, Potter, bądź gotowy.
   I odszedł, a noc pochłonęła jego postać.

   Hermiona głaskała jeszcze płaski brzuch Ginny. Rozmawiały o przyszłości, o tym, jak wszystko się zmieni. Obie były pełne obawy, ale przepełniało je też szczęście. Mały Potter miał pojawić się na świecie pod koniec sierpnia. Weasley nawet nie dopuszczała do myśli, że będzie to dziewczynka. Ona sama była wyjątkiem spośród siódemki rodzeństwa, więc szanse były naprawdę niewielkie.
- Jutro masz rozmowę o pracę? - Zapytała Ginny, gdy Hermiona skończyła bawić się jej włosami, które łaskotały jej brzuch.
- Mhm. - Odburknęła tylko, całkowicie pochłonięta jej nową zabawą. Była bardzo zestresowana i nie chciała o tym rozmawiać.
- Boisz się? - Kobieta sięgnęła po kostkę czekolady leżącej na stole i włożyła ją do ust, rozkoszując się jej słodkim smakiem.
- Mhm. - Odpowiedziała znowu, a Ginny przewróciła tylko oczami, biorąc kolejną porcję.
- Może zostań Aurorką, jak Harry i Ron? Ale wiesz, tak na stałe. W innym oddziale, całkowicie niezależna. Kingsley pewnie przydzieli ci jakichś młodych, niestety młodszych niż my, gorących i wysportowanych...
- Ginny! - Krzyknęła oburzona Granger, od razu podnosząc się do siadu. - Ja mam Rona!
- Ale pomarzyć zawsze można, nie? - Weasley włożyła już piątą kostkę do ust i popiła sokiem. I tak przytyje podczas ciąży, a jeden kilogram w tą czy w tą nie zrobi jej różnicy.
- W sumie to tak. - Obie wybuchnęły śmiechem. Młodsza z kobiet podniosła się i podeszła do szafki. Wyciągnęła z niego obszerny album i położyła go na swoich kolanach. Tomiszcze było złote, z czerwonymi ornamentami przypominającymi smoka. "Nigdy nie drażnij śpiącego smoka", głosił napis. Motto Hogwartu. Ich osobista historia.
- To..? - Zapytała cicho Hermiona, a Ginny kiwnęła nieznacznie głową.
- Nasze wspomnienia. Dziennik Collina.

   Hermiona siedziała w swoim ulubionym fotelu z lampką na stoliku i z albumem na kolanach. Złożyła ręce jak do modlitwy, przyłożyła je do ust i wzięła głęboki oddech.
- No dobrze, Hermiono. - Powiedziała głośno, co nienaturalnie zabrzmiało w pustym mieszkaniu. - Jutro zaczynasz wszystko od nowa. Będziesz nową Hermioną Granger. Dzisiaj ostatni raz, będziesz wspominać. Nigdy więcej nie będziesz patrzeć w tył. - Wzięła kolejny głęboki wdech i zaśmiała się głośno. Jednak bez wina się nie obejdzie.
   Pierwsze dwie strony to spis osób, które zostały uwiecznione na zdjęciach. Obok nich był rok ich urodzenia i dom, do którego należeli. Ona znalazła się pod numerem 16, Harry 34, a Ron 49. Sprawdziła cały jej rocznik i mocniej ściskała stronnice, gdy widziała, że obok daty urodzenia widnieje też data śmierci. Wspomnienia Lavender odżyły. Przyjaźń, a potem gorąca nienawiść o Rona. Wszystko zlewało się w jedno uczucie. W smutek. W tragiczną rozpacz nad młodą dziewczyną w ślicznych kręconych włosach, która nie może jej teraz zobaczyć i pomóc związać włosów w kok, tak jak robiła to w Hogwarcie.
   Kolejne nazwiska, kolejne wspomnienia. Collin, którego dorobek trzymała na kolanach, młodszy o rok, nie zdążył zasmakować życia. Nie zrobił też tego Fred, jej ukochany przyjaciel. Ale wojna zabrała także Tonks i Remusa, ludzi, którzy dopiero niedawno znaleźli miłość.
   Następna strona była zatytułowana datą "1991". Posiadała tylko sześć zdjęć. Jej, Rona, Harry'ego i Nevillea pod koniec roku z Pucharem Domów. Kolejne to cały ich rocznik, a cztery następne to urywki całego roku. Nawet nie pamiętała, kiedy zrobiono te zdjęcia. Wiedziała, że pewnie znajdzie je też w Kronikach Hogwartu.
   Drugi rok.
   Mimo jej przyjaźni z Ronem i Harrym nadal czuła się odrzucona przez społeczeństwo. To właśnie wtedy pierwszy raz poczuła się gorzej z powodu tego, że jest mugolką. Nie, nie mugolką. Czarownicą mugolskiego pochodzenia.
   Nie była szlamą. To Malfoy tak uważał. Nie była gorsza. Nie była też lepsza. Byli równi. I wtedy, szybkim ruchem przewróciła strony i zaczęła przeglądać nazwiska. Dracon Malfoy zajmował 27 miejsce.
   Trzeci i czwarty rok były czasem przyzwyczajeń. Do walki, nieodwzajemnionej miłości, bólu, ale i poczucia stabilizacji. Ze zdjęć zniknął Cedrik, ale pojawił się Syriusz, który kilka stron dalej zanika.
   Wszyscy znikają...
   Piąty rok przyniósł ból. Fizyczny i psychiczny. Tylko ból. Gwardia się rozpadła, Harry załamał, a Ron odsunął od niej, bo sam nie umiał żyć ze świadomością straty.
    Zdjęcia zaprowadziły ją na szósty rok. Śmierć Albusa Dumbledora przeszła do historii. Książę Półkrwi także. A tajemnica Malfoya została rozwiązana.
   Nie było siódmego roku. Nie było go dla nich. Był dla niej, ale nie dla jej przyjaciół. Nie każdy przeżył, nie każdy powrócił, nie każdy nauczył się żyć.
   I choć album zachowywał w sobie same dobre wspomnienia, to wiele postaci przekreślone było czarnymi wstążkami. Krucze więzy oplatały jej serce i dusiły. Hermiona nie mogła złapać oddechu, bo to, co wydarzyło się niespełna kilka lat temu będzie żyć z nią wiecznie. Ale nie tylko z nią. Z całym światem, który będzie zmagał się z bólem straty. Historia nigdy nie pozostanie tylko historią. Będzie ciągnąć za sobą kolejne wydarzenia, a kolejne pokolenia Ronów, którzy będą najbardziej cenić przyjaźń, Harrych, którzy nie będą mogli znieść ciężaru rzuconego im na barki i przemądrzałych Hermion znów stanie do walki.
   Niezatarte koło życie.
   Sepia była kolorem wspomnień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz