sobota, 12 września 2015

Rozdział VII - Chamois



   W domu Weasleyów panował istny chaos. Melodyjny głos Celestyny Warbeck wypełniał całą Norę idealnie współgrając z zaklęciami wypowiadanymi przez Molly, gdy ta sprzątała salon. Wszystkie meble lewitowały w powietrzu, by potem opaść na swoje miejsce, tym razem już czyste i odkurzone. To właśnie zapach kurzu i  pieczonych ciast najbardziej kojarzył się Hermionie ze zbliżającymi się świętami. W rodzinnej atmosferze choć na chwilę chciała zapomnieć o bólu, który sprawił jej zawód ostatnich dni. Nie chodziło nawet o samego Gawaina i jego fałszywą naturę czy słowo, którym ją określił. Zniszczył w niej wiarę w samą siebie. I choć wiedziała, że idee Voldemorta przez wiele lat będą jeszcze opiewane i wyznawane, to nie sądziła, że znajdzie jego wyznawców w Ministerstwie. Oczywiście, nowy stystem władzy nie był do końca dopracowany, ale urzędnicy zajmujący wyższe stanowiska byli wybierani przez samego Ministra! A Shacklebolt był rozsądny. Sam kiedyś pracował jako Auror, więc powinien wiedzieć jak ważna i odpowiedzialna jest to praca. Jednak mogła go zrozumieć choć odrobinę. Przez wiele miesięcy Ministerstwo było w rozsypce, a świat potrzebował stabilizacji. Może właśnie dlatego taka gnida jak Gawain zajęła tak ważną pozycję..?
- Kiedy masz zamiar odwiedzić Teddy'ego, Harry? - Przyjemny głos Ginny wyrwał ją z zamyślenia. Zbliżały się święta. Jej rodzice przyjadą za dwa dni, więc powinna się cieszyć i oddać atmosferze. O nowej pracy pomyśli później. Teraz powinna pomóc Ginny, która zawzięcie mieszała masę na ciasto w misce.
- W pierwszy dzień świąt. Tak umówiłem się z ciocią Andromedą. - Krzyknął z salonu, w którym razem z dziećmi Billa, który wraz z Fleur musieli pracować nawet trzy dni przed świętami, ubierał choinkę.
- Nie mogę uwierzyć, że nazywa ją ciocią. To takie urocze i dziwne. - Weasley zaśmiała się cicho, a odrobina masy spłynęła na blat stołu.
- To rodzina Syriusza, więc także i jego. - Hermiona spojrzała na nią rozczulona. Teraz to Ginny była jego rodziną. Potter będzie świetnym ojcem, a ona matką. Stworzą wspaniały dom dla małej istotki, która miała narodzić się za kilka miesięcy. W pewnym odruchu podeszła do dziewczyny i przytuliła ją.
- Hermiona? Coś się stało? - Zapytała dziwnie podejrzliwym głosem.
- Nie, nic. Tak mi się zebrało na czułości. - Powiedziała ze śmiechem. Odsunęła się od niej i jednym ruchem wyczyściła ich ubrania, które pobrudziły się ciastem. - Wiesz, ta świąteczna atmosfera.
- Tak, te święta będą niesamowite. - Pieszczotliwym gestem dotknęła swojego delikatnie zaokrąglanego brzucha. Jeszcze nie powiedziała rodzicom, że na świat przyjdzie nowy członek rodziny Potter. Te święta miały przynieść wiele niespodzianek.

   Mała sówka zahukała i wleciała do salonu Weasleyów. Zrobiła obrót i Prorok Codzienny wylądował idealnie w rękach Artura. Ten pogłaskał zwierzątko po łebku i dał jej świąteczne ciastko. Puchacz wyleciał tak szybko, jak się pojawił, zostawiając za sobą delikatne płatki śniegu na oparciu kanapy, które zaczęły wtapiać się w obicie.
Artur rozłożył gazetę i poprawiając okulary zaczął ją przeglądać. Liczne reklamy, ogłoszenia, krótkie historyjki czy życzenia świąteczne nie przykuły jego uwagi. Główny temat numery, czyli nowe poszlaki w sprawach niezłapanych Śmierciożerów też go nie interesowały. Wiedział to wszystko, a nawet więcej, niż chciał się przyznać. Wypowiedź Gawaina była jak zwykle bez sensu, pełna błędów, nieodrzeczeń i pomyłek, a osoba, która przeprowadzała z nim wywiad, zadawała pytania, na które nie miał zielonego pojęcia, dlatego nawet nie zwrócił uwagi, gdy śmiał się w głos z artykułu, którego na początku miał nie czytać.
- Molly! Molly! Musisz tego posłuchać! - Wołał pełen śmiechu, ocierając łezki spod oczu.
- Jeżeli jest to coś, co nie jest pilne, Arturze, to niepotrzebnie mnie tutaj ściągnąłeś. Muszę jeszcze odkurzyć pokój gościnny dla Billa i Fleur! A mamy tak mało czasu, jesteśmy w kompletnej rozsypce. Ja nie wiem, Arturze, czy damy radę. - Przepasana fartuchem sukienka Molly wyglądała ładnie, choć w niektórych miejscach była zakurzona. Sama pani Weasley wyglądała na zmęczoną, ale szczęśliwą.
- Tak, tak, skarbie. Posłuchaj tego. - Mężczyzna poprawił okulary i zaczął czytać, nieco prześmiewczo akcentując niektóre zdania.
W październiku ubiegłego roku Biuro Aurorów przeszło gruntowną zmianę. Tymczasowy szef Biura, Daniel Chicc, zrezygnował z pełnionej funkcji z powodów rodzinnych, mianując swoim następcą Roberta Gawaina, który jak twierdzą jego współpracownicy jest bardzo dobrym i sumiennym przełożonym.
- Rozumiesz, Molly? "Bardzo dobrym i sumiennym!" - Zaśmiał się znów w głos, a okulary zsunęły mu się delikatnie ku czubkowi nosa. - Ale to nic, słuchaj dalej. - Dodał, widząc minę żony. Wyrażała zarówno zniecierpliwienie jak i nutę ciekawości.
To właśnie jego charyzma pomogła schwytać dwójkę groźnych Śmierciożerców G. Mulcibera i V. Avery'ego. Jak sam mawia, to praca całego zespołu, jednak jego członkowie mówią co innego. "To głównie zasługa Roberta. To on wysłał naszą grupę na południe Anglii. Niestety sam nie mógł wyruszyć z powodu niedokończonych spaw w Biurze. Dowodzenie oddał Potterowi i Weasley'owi, którzy także są z niego bardzo zadowoleni." - powiedziała Patricia Grimm, asystentka Gawaina.
Sam Gawain był nieco przeciwny udzielenia wywiadu, ale nasi wierni czytelnicy zmotywowali go do powiedzenia kilku zdań specjalnie dla Proroka Codziennego. "Moją rolą jest wspomaganie Ministerstwa" - mówi skromnie. "Większość oklasków należy się Harry'emu Potterowi i jego oddanemu kompanowi, Ronowi Weasley'owi, którzy zarządzali całą akcją. To ich zasługa." Dodał również w sekrecie, że jedna z pracownic przeprowadziła sabotaż, aby misja się nie udała, co odbiło się na zdrowiu wyżej wymienionej dwójki. Jak twierdzą nasze źródła osobą, która próbuje strącić obecnego szefa Aurorów z jego stołka...
- Oni chyba oszaleli! - Krzyknął rozgniewany Artur, który w gniewie zmiął gazetę. Okulary spadły mu na kolana, a na twarzy, zamiast radości malowała irytacja.  - Piszą, że to Hermiona!

   Prorok Codzienny był przekładany z rąk do rąk, a Hermiona uznała, że papier, na którym go wydrukowano jest ładny. Tyle razy już widziała ten nagłówek i czytała całą treść, że tylko kolor w całym wydaniu jej się podobał. No, może też życzenia na stronie siódmej. Wytłumaczyła wszystko i chyba tylko Ron był z niej dumny. Jej kochany Ron. Reszta była zbyt oburzona, aby zwrócić na nią uwagę. Tylko Ginny siedziała jakoś cicho, bawiąc się włosami. Granger wiedziała, że obwinia się o tą całą sytuację. Ale to nie była jej wina. Sama podjęła decyzję.

   Święta minęły w spokojnej atmosferze. Oprócz ogólnego oburzenia, inne negatywne emocje nie zakłóciły sielanki, która napłynęła do domu Weasley'ów. Wielką niespodzianką okazała się ciąża Ginny, którą Molly wspominała na każdym kroku i już była nadopiekuńcza co do stanu córki. Większość czasu zajęło także planowanie ślubu, który Harry i panna Weasley zaplanowali na przyszły rok. Wśród śmiechu i łez szczęścia wszyscy otrzymali nie tylko prezenty, a także poczucie stabilizacji. Hermiona była pewna, że to właśnie tutaj, w przytulnym saloniku Weasley'ów jest jej miejsce.

   Mały Teddy Lupin był wyrośniętym, choć trochę grubym chłopcem. Miał pięć lat, a wyglądał na siedem przez ciemny kolor włosów. Był idealnym odzwierciedleniem swojego ojca, choć metaformagię odziedziczył po matce. Miał szpiczastą twarz, z mocno wysuniętym podbródkiem i grzywką opadającą na oczy. Pulchne policzki miał rumiane, a oczy śmiejące się do każdego, kto okazał mu trochę serca.
   Harry idealnie rozumiał Teddy'ego i daltego próbował stworzyć mu dom, by chociaż on nie musiał  odczuwać aż tak braku rodziców. Andromeda mimo usilnych starań nie mogła zastąpić mu matki. Sama nadal odczuwała stratę męża. Wojna nie oszczędziła nikogo.
Wraz z Ginny, Ronem i Hermioną, którzy uparli się by z nim przyjść zapukali do drzwi, za plecami trzymając prezent dla chłopca. Niestety w drzwiach stanęła Andromeda, która uściskała każdego i zaprosiła do środka, uprzedzając, że Teddy jest w salonie z resztą gości.
Mały, gdy tylko zobaczył Harry'ego rzucił mu się na szyję, jakby w ogóle nie zauważając jego towarzyszy. Ginny i Hermiona wymieniły rozczulone spojrzenia, a Ron parsknął cicho, trzymając prezent.
- Wujek Harry! Wujek Harry przyszedł! -krzyczał i wbiegł głębiej do pokoju, ciągnąc go za rękę. - Ciociu, wujek przyszedł!
- Widzę, Teddy. Dzień dobry, Harry. - Wysoka blondynka podała mu smukłą, bladą dłoń uśmiechając się do niego.
- Pani Malfoy. - Potter delikatnie uściskał jej dłoń, a po chwili to samo zrobił Ron. Z dziewczętami wymieniła tylko krótkie skinienie.  Harry wyczuł napięcie wśród towarzystwa, więc postanowił zmienić temat. - Teddy, chcesz zobaczyć prezent? - Wybraniec odciągnął małego na bok, gdzie przez moment rozpakowywał pudełko.
- Miotła, miotła! Patrz, ciociu! To miotła! - Lupin  zaczął biegać wokół pokoju z wysoko uniesionymi rękami, by wszyscy widzieli jego nową zabawkę.
- Dostałem taką samą! O kurczę, mały! Daj się też pobawić! - Ron zaczął go gonić, a Teddy wszedł na miotłę i z małą pomocą Pottera wzleciał do góry.
- Harry, mój drogi, nie powinieneś kupować mu takich prezentów. Rozpieszczasz go. - Do salonu weszła Andormeda, niosąc przekąski i kubki parującej herbaty. Cudem uniknęła zderzenia z chłopcem i płynnym ruchem zatrzymała zaklęcie, tak, że mały wylądował na kanapie ze śmiechem.  - Ty też, Narcyzo. Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby się puszył.  I tak czasami jest nieznośny.- Mimo, że narzekała na wnuka, patrzyła na niego z miłością i widoczną troską. Mały uśmiechnął się pokazując rządek białych ząbków i wysłał babci całusa.
- Dzieci są po to, żeby je rozpieszczać. - Ginny posadziła sobie małego na kolanach, a Hermiona stanęła obok Rona, który złapał ją za rękę. Przez chwilę patrzyła na całą scenę z boku, rozczulając się nad miłością, którą dało aż się wyczuć w tym pokoju. Narcyza jakby dopiero teraz ją zauważyła, spojrzała na nią i uniosła idealnie wypielęgnowane brwi.
- Czytałam o tobie w Proroku. - Powiedziała, przekrzywiając głowę w lewą stronę. Już chciała kontynuować, gdy przerwał jej surowy głos Andromedy.
- Narcyzo! Mamy święta! Dajże dziewczynie odpocząć. - Fuknęła na nią i pogroziła palcem, tak jak zawsze robiła to wnuczkowi. Przenikliwy wzrok pani Malfoy towarzyszył Hemrionie przez kolejną godzinę.

- Lucjuszu! - Uradowana Andromeda powitała swojego szwagra w drzwiach około czternastej. Malfoy senior nic się nie zmienił. Może trochę posiwiały mu włosy, ale cała jego postawa i mimika twarzy pozostała takie same. Mąż Narcyzy stanął obok niej i po wymianie kilku zdań z gospodynią, rozpoczął rozmowę z Ronem i Harrym. Lucjusz nadal aktywnie wspierał Ministerstwo, a także piastował jedną z ważniejszych pozycji w Departamencie Współpracy Czarodziejów.
   W tym samym czasie Teddy siedział na kolanach Narcyzy i opowiadał, jak pomagał babci w przygotowaniu puddingu. Towarzystwo kobiet co chwilę wybuchało śmiechem, a gospodynia co rusz poprawiała chłopca, gdy ten zbyt zboczył z opowieści. Chwilę później, gdy Lupin skończył mówić, całe towarzystwo, łącznie z mężczyznami, było rozluźnione i w dobrych humorach.
   Po kilku w chwilach w drzwiach pojawił się i syn Malfoy'ów, który najpierw przywitał się z gośćmi i Andromedą, a dopiero potem dał chłopcu prezent. Mały rozpakował go szybko i podrapał się po głowie, lekko zakłopotany.
- O kurcze, wujku. Już taką mam. Wujek Harry mi kupił. - Lupin pokazał mu dokładnie taką samą miotłę i spojrzał na niego z wyrzutem. Babcia szybko go upomniała, ale towarzystwo patrzyło na niego z rozczuleniem. Patrzył to na Pottera, to na Draco nie wiedząc co powiedzieć. W tej chwili wydawał się bardzo zagubiony, trzymając obie miotły, jakby to one miały zadecydować o jego życiu. Malfoy widząc jego zmieszanie kiwnął głową w stronę Harry'ego i oboje podeszli po chłopca. Wszyscy obserwowali w ich napięciu, a Lucjusz i Ron podeszli do swoich kobiet, by nie przeszkadzać tej dwójce.
- Wiesz, Teddy... W życiu każdego człowieka pojawiają się takie momenty, podczas których musi podjąć decyzje. - Harry ukucnął obok niego i odłożył obie miotły na bok, a chłopczyk spojrzał na nie ze zdezorientowaniem. - Ale masz przyjaciół i rodzinę, która pomoże ci je podjąć. Ale niezależnie, jaka ona by nie była, ja, ciocia Andromeda, Draco i każdy w tym pokoju będzie cię kochać, wiesz? Może to nie jest odpowiedni moment, ale ważne, żebyś o tym pamiętał. - Potter spojrzał na Hermionę, a ta zarumieniła się, zażenowana. - Dobrze?  - Dodał ze szczerym uśmiechem, a Malfoy prychał cicho, choć jego twarz też zdobił uśmiech. On też ukucnął obok chłopca, ale w przeciwieństwie do Harry'egp wziął do rąk miotły i podał je chłopcu.
- Te miotły nie są takie same. Ta - pokazał na do połowy odpakowany prezent w kolorze chamios. - jest ode mnie, a ta - podał mu drugą, na której wcześniej latał. - jest od Pottera. I w zależności, o kim będziesz w danej chwili myślał, tej użyjesz, okej? - Poklepał go po głowie i wstał, otrzepując kolana. Chłopiec skinął głowa i z dwoma miotłami w dłoniach pochylił się, by wejść na nie. Na pytanie Rona, dlaczego używa dwóch, odpowiedział krótko, że teraz myśli i o Harrym, i o Draco. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Hermiona znów poczuła, że ma gdzieś swoje miejsce.

- Palisz? - Zapytał Ron, gdy spotkał Draco na balkonie. Opierał się o zaśnieżoną barierkę, nonszalancko paląc papierosa. Nie odpowiedział, tylko wyciągnął do niego paczkę, która była do połowy opróżniona. Weasley z grzeczności wziął jedną i odpalił. Po chwili ciszy Ron odetchnął głęboko i odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę.
- To nadal aktualne? - Zapytał, skiepując na kupkę śniegu. Malfoy nawet się nie ruszył, ale wiedząc, że nie ma zamiaru odpowiadać, kontynuował. - On się nie zgodzi. To wbrew prawu, Malfoy.
- A ty? Ty się zgodzisz? - Odwrócił się w jego stronę i posłał mu wyzywające spojrzenie. Weasley odparował je, wiedząc, że to tylko prowokacja. Pokręcił powoli głową, nadal utrzymując kontakt wzrokowy. - W takim razie rozumiem. Za dwa dni wyjeżdżam. Ten psychopata ją śledzi. Ostatnio dostała pogróżki i...
- Nie rozumiem, dlaczego tego nie zgłosicie? To nękanie i przemoc. Fizyczna i psychiczna. Moglibyście go na kilka lat osadzić w Azkabanie. - Przerwał mu, machając ręką to w jedną, to w drugą stronę.
- Wiem, ale jesteśmy Ślizgonami. Wy, Gryfoni jesteście zbyt naiwni. Zemsta potrzebuje czasu, Rudy. - Dodał, gasząc papierosa i wchodząc do domu.

   Hermiona patrzyła na opadające płatki śniegu, na śpiącego Lupina i na rozmawiające Ginny i Narcyzę. Obie odczuły stratę z rąk tej drugiej rodziny, a mimo to próbowały się poznać. Słuchając Andormedy, uśmiechnęła się pod nosem. Czasami zima przynosi dobre wieści. Każda nowa wiadomość miała jakąś wartość. Kiedyś dużo się uczyła, o eliksirach, transmutacji, o wszystkim. I choć dawno zrozumiała, że to tylko książkowa wiedza, dopiero teraz odczuła, że i ludzie ją czegoś nauczyli. Teraz powoli ona zaczyna uczyć innych, choć nie zaprzestaje kształcenia samej siebie. A kolor tych nauk raził w oczy jak pogięty Prorok w salonie państwa Weasley. Hermiona znów uznała, że mimo tych negatywnych opinii chamois jest ładnym kolorem.



*-*-*
Tak zwany zapychacz fabuły. :D
Chyba w pisaniu najciężej jest dobrać kolor. :D
Tak, one są bardzo ważne. :) 
Przepraszam, że tak długo mnie nie było :c "Chamois" jest pisany na siłę, ale musiałam coś opublikować, niestety. :c Mam nadzieję, że szybko powróci do mnie wena, a fabuła będzie lepiej się rozrysowywać z każdym nowym rozdziałem. :D
Pozdrawiam! :D

2 komentarze:

  1. witam serdecznie.
    Ostatnio złapałam starą obsesje na punkcie dramione i tak wylądowałam u Ciebie.
    Zdecydowanie nie żałuje. Naprawdę piszesz z pasją i widać że wychodzi ci to dobrze nawet jeśli użyłaś jak sama przyznałaś tak zwanego "zapychacza". Sam rozdział niezwykle ciepły i przyjemny. Podoba mi się sposób w jaki przedstawiłaś Hermionę. Wydaje się być taka inna. Ma swój charakter. podoba mi się również przedstawienie najmłodszych członków rodziny. Ogólnie podoba mi się w jaki sposób piszesz, Nasz ciekawy i przyjemny styl. Umiesz wzbudzić zainteresowanie czytelnika. Sam rozdział wydał mi się taki rodzinny. Może przez te spotkania? Sama nie wiem, ale bardzo pozytywnie.
    Pozostaje życzyć weny! I kto wie może tu zajrzę i bliżej zapoznam się z całą historią. Tymczasem pozdrawiam.
    www.storyline-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod dużym wrażeniem!;) przeczytałam wszystkie Twoje kolory ale pisze dopiero tu, od tej pory komentuje na bieżąco,daje słowo!;) A więc tak wszystko jest naprawdę interesujące i hmm takie nie wiem jak to nawet do końca nazwać ale ma w sobie to coś. Nigdy nie lubiłam Rona,zawsze mnie jakoś irytuje ale uwaga w Twoim wykonaniu nie pałam do niego aż taką nienawiścią!;D Podoba mi się,że nie od początku nawiązuje się relacja między Draco i Hermiona. Buduje coś w rodzaju napięcia-kiedy w końcu coś się wydarzy?!- podoba mi się to bardzo ;) Jedyna rzez- Jak to Draco nie ma ręki! Nie podoba mi się to ;(( Prosze zwróć mu ją,nie wiem dlaczego ale tak bez tej ręki to tak smutno,hahaha :) Może niech Hermiona się tym zajmie?:D pozostawiam to Twojej woli i wyobraźni a i co najważniejsze Twojemu sumieniu! Pozdrawiam i życzę weny i czekam an kolejny kolor!;)
    Julka

    OdpowiedzUsuń